Rodzic w kryzysie

Rodzic to miłość, to podpora, to opoka. Gdy życie go przytłacza a problemy przerastają, przychodzi kryzys.
Ten projekt ma na celu wsparcie terapeutyczno-psychologiczne rodziców w kryzysie.

Pierwszym etapem projektu jest publikacja naszej rozmowa z Anią, mamą trójki dzieci.
Mamą po stracie synka Ignasia. Mamą w żałobie.
Mamą, która chce nieść pomoc innym rodzicom, którzy doświadczyli śmierci swojego dziecka.

Zapraszamy.


Sara Duszczyk dyrektor Fundacji „Agnieszka” - Aniu Twój synek umarł. Na jakim etapie przeżywania żałoby jesteś dzisiaj? 

Ania Juszczak - Tak. Trudna odpowiedź. Wszakże byłam przekonana, że nigdy nie będę mogła rozmawiać na ten temat bez łez. A jednak. Piszę i nie płaczę. Nie twierdzę, że już nie płaczę. Są dni kiedy płaczę.Lecz ów płacz jest znacznie krótszy niż wcześniej i nie tak głęboki. Myślę, że jestem na etapie Akceptacji. To końcowy etap żałoby.Nie mam wyjścia muszę ten fakt zaakceptować jeśli mam nadal tu być. A czuję, że moja droga nie bez powodu została zmieniona. Nie wiem czy wspomniałam lecz dwa tygodnie przed odejściem Ignasia wykonałam telefon do mojej mamy i ni stąd ni z owąd zadałam pytanie ; Mamo czy gdyby coś mi się stało i Ignasiowi czy możemy być pochowani w grobie u taty? Do dziś nie wiem dlaczego je zadałam. Ale wiem, że nic nie dzieję się bez przyczyny.
Tak, odpowiedź brzmi Akceptacja.


Sara - Czy na nowo zdefiniowałaś Siebie jako matkę? Chodzi mi o to, czy  myślisz o sobie, że jesteś mamą ? Czy, że byłaś mamą?

Ania - Jak najbardziej jestem mamą trójki dzieci. I nawet gdybym miała tylko Ignasia, myślę że czułabym tak samo, że jestem mamą. Choć dzisiaj wiem, że bardzo wiele zrobiłabym inaczej wiem też, że jest to normalny etap przemijającego czasu, naszego codziennego „dojrzewania”, „dorastania” do roli rodzica.

Sara - Aniu. Czy nauczyłaś się już życia bez syna u boku? w innej przestrzeni, w nowej rzeczywistości? czy odnalazłaś spokój i pomysł na siebie?

Ania - proces nauki, przystosowania się raczej jeszcze trwa, obawiam się że to proces ciągły. Myślę tak dlatego bo nigdy nie wymarzę z pamięci życia dziecka., mojego dziecka. Codziennie o nim myślę, wspominam, patrzę w niebo ale już nie w parze ze smutkiem. Odbieram to uczucie jako spokój. Tak z pewnością jest to spokój. Może dlatego, że wiem i wierzę ,że już Ignasia nie boli. Jest to dla mnie osobiste ukojenie a nawet czuje wdzięczność. Bezradność w tych sytuacjach była okrutna.

Czy mam pomysł na siebie? Nadal szukam i czuję za plecami coś. Hmm... nie umiem tego nazwać ale jest to coś dobrego.

Sara - mówi się, że cierpienie hartuje, buduje, że stajemy się silniejsi. Ja się z tą tezą nie zgadzam. Uważam, że kobiety są bardzo silne, zadaniowe, że kosztem swojego zdrowia psychicznego zniosą bardzo wiele. Co o tym sądzisz? Czy po kilkunastu latach opieki nad niepełnosprawnym, niechodzącym synem, dostrzegasz życiowy in minus?

Ania - Czym dla mnie było szczęście będąc z Ignasiem - tak mam obecnie inne spostrzeżenia. Wtedy było inaczej. Zawsze towarzyszył mi strach, niepokój i troska w myślach non stop- dosłownie non stop. O bezpieczeństwo, o zdrowie, o radość taką naturalną i prawdziwą. Bardzo bolało mnie, że mój syn nie miał przyjaciela tu na ziemi. Ile można spędzać czas z mamą?! Mam z tym doświadczenie bardzo osobiste. W trakcie rozmowy z Ignasiem za pomocą alternatywnej komunikacji PCS Ignaś powiedział: CHCIAŁBYM MIEĆ KOLEGĘ, Z KTÓRYM BĘDĘ CHODZIŁ NA SPACERY. I tu jest to szczęście. Szczęście dla mnie było wtedy gdy potrafiłam sprostać oczekiwaniom własnego dziecka. Założyłam grupę na FB , odezwało się mnóstwo osób chętnych poznać mojego syna. Poszła informacja w eter , gdzie też mieliśmy nagrać wywiad radiowy na ten temat. Trochę los nam wtedy nie sprzyjał. Wybuchła pandemia i sprawa obumarła. Ludzie się bali, ja też się bałam. I wkrótce Ignaś zdecydował sam poszukać sobie przyjaciela. Odszedł. Wierzę, że Jezus jest Jego Przyjacielem niezastąpionym. Szczęście wtedy dla mnie to zrozumieć własne, niemówiące dziecko. Zrozumieć Go. Czego potrzebuję, co jest dzisiaj nie tak. Widzieć kiedy się śmiał, spontanicznie i nie tylko, z filmu, bajki, korzystając z trampoliny, jeżdżąc na specjalnej przyczepce, na nartach, kiedy się wysypiał, nie budził w nocy, gdy nie cierpiał, i był akceptowany, traktowany na równi. Był zauważany przez innych. Odbierany jak każdy z nas , że ma potrzeby i swoje problemy. Bo choć nie było dialogu dwukierunkowego to zawsze były uczucia, bardzo prawdziwe szczególnie ze strony Ignasia.

Obecne szczęście dla mnie? Jest podobnie jeśli chodzi o dzieci, czyli przede wszystkim dobro dla dzieci ich bezpieczeństwo i szczęście. Kiedy wszystko jest spełnione, zapewnione, wysłuchane, wykochane ale też zadbany czas dla siebie. Już nie towarzyszy mi codzienny niepokój. Czytając książkę, oglądając ulubiony film, idąc na spacer. Dostrzegając własne potrzeby. Dostrzegając co mnie cieszy, co lubię czego nie. Uczę się siebie od nowa. Uczę się siebie pokochać, lubić. Nigdy nie miałam na to czasu- tak myślałam. Prawda jest inna. Nigdy nie chciałam tego lub też uważałam, że ja to drugie a nawet trzecie miejsce. Dzieci na piedestale. Ignaś na p

Szczęście dzisiaj dla mnie to budzić się rano w swoim łóżku, móc widzieć, oddychać, cieszyć się małymi rzeczami. Móc dostrzec małe rzeczy, umieć być wdzięcznym za nie tak prawdziwie wdzięcznym. Szczęście dla mnie to pewność siebie, że robię to co lubię, że jestem pewna swych kroków a to dla mnie duże wyzwanie.

Tak zepchnęłam swoje życie na tor, na której nie było nawet małej ścieżki. Totalnie oddana. Dzień i noc. Co ważne nie jest mi dzisiaj z tym źle, że tak było. Zrobiłabym jeszcze więcej ale już inaczej.Zadzwonił dzwon mojej świadomości gdy dotarło do mnie po kilku tygodniach, że już nie mam tego życia, że nie mam pojęcia co zrobić z własnymi rękoma. Co dalej. Jak tu żyć, dokąd pójść. Myślę, że są to normalne pytania każdej osoby w chwili tak ważnej nieodwracalnej straty.

Tak zrobiłabym wszystko zupełnie inaczej niż wtedy. Lecz myślę, że gdyby nawet inaczej to przebudzenie z życia następuje zawsze. To normalne. W mojej sytuacji było o tyle źle, że nie byłam przygotowana zawodowo. I jestem przekonana, że takich rodziców jest tysiące. Pomimo aktywności przed narodzeniem synka to po tylu latach już nie byłam przecież tamtą osobą. Nastąpiły też inne okoliczności, czasy, możliwości. Totalnie nie odnajdowałam się w swoim zawodzie. A pracę niestety trzeba podjąć i to o tyle nie jest to w ogóle przemyślane w naszym systemie, że należy to zrobić po sześciu miesiącach “rozstania”.

I tu jest to zaskoczenie, przed którym chcę ostrzec inne matki , innych ojców. Nie zawsze będzie tak jak byśmy chcieli. Jak sobie wyobrażamy. Trzeba być przygotowanym. Na wszystko nawet jeśli nie jesteśmy gotowi bo nigdy nie będziemy. I przecież nigdy tego nie chcemy.Żeby się nie zatracić w życiu w którym jesteśmy , które w każdej chwili może zniknąć należy dbać o siebie. Aby było prościej nie łatwiej ale prościej. Łatwo nigdy nie będzie. Dążę do tego by powiedzieć wprost “celebruj siebie“. To nie egoizm. Nie. Nie. Wiem jak to brzmi. “Łatwo jej mówić” To samo przerabiałam. Ale żeby nie obudzić się zbyt późno to właśnie dbaj o siebie każdego dnia. Wystarczy 15 minut, 30, godzinkę. Poświęć tyle czasu dla siebie aby odpowiednio się wzmocnić.Pielęgnuj swój rozwój osobisty. Pielęgnuj to co kochasz robić, swoje zainteresowania, hobby. Pielęgnuj siebie. Nie dajcie się zwariować wręcz chce mi się krzyczeć: nie zatraćcie swojego ja. Owszem trzeba uczyć się wypośrodkować. Tak należy kochać swoje dzieci, dziecko z niepełnosprawnościami to oczywiste ale też należy kochać siebie. Umieć w tym natłoku spraw i trosk dostrzec siebie, swoje odbicie w lustrze.

Sara - Aniu. Co myślisz słysząc „matka w żałobie”?

Ania - Jednym słowem - odrzucenie. Całkowite odrzucenie faktu połączony z wewnętrznym, rozwścieczonym, zrozpaczonym, rozerwanym na strzępy przepełniony goryczą, skrwawioną duszą, duszą , której jak na tamten moment nie do odzyskania- krzykiem Nie!!!! Nie!!!Nie!!! To nie jest możliwe!!!!To nie dzieję się, to nie jest prawda!!!. Kompletny rozsyp wszystkiego co do tej pory było. Kompletne zero istnienia. Beznadzieja. Totalna niechęć do życia.Nie ma na to słów.
Ból. Ból. Ból.
Niemoc. Niemoc.

Wszystkie skarby świata byłabym w stanie oddać wtedy aby móc cofnąć tą chwilę. Za wszelką cenę chcieć obudzić z tego snu. Tak. Do takiego stopnia było źle, że momentami myślałam, że to sen, że obudzę się i jest jak zawsze. Lub odwrotnie nie chciałam się obudzić. Bałam się kolejnego dnia. Bałam się kolejnego spotkania z rzeczywistością, moją świadomością. To był dramat, dramat. Za wszelką cenę chciałam żeby ktoś odemnie zabrał tą rzeczywistość.

Łzy w moim domu płynęły i same w sobie się topiły. Nie było naczynia, które zdołałyby to zebrać. Nie było końca. Tak czułam to wtedy. Dzisiaj z perspektywy czasu, patrząc na to z boku -rozumiem siebie. Tak to było konieczne. To było prawdziwe. Dzisiaj zgadzam się z tym, że czas goi rany. Jak najbardziej w tym przypadku nie wyleczy nigdy do końca. Nigdy, nigdy, nigdy się nie pogodzę z sytuacją, że moje dziecko odeszło, samotnie w tamtą drogę. Nie wiem dlaczego tak czułam lecz zawsze myślałam, że odejdziemy razem. Prześladowała mnie ta myśl bardzo długo. I być może było mi trudniej jeszcze bardziej, że Ignaś odszedł tam sam. Bał się? Nie wiem. Długo miałam myśli, uczucia, że bał się. Straszna obraza, złość na Jezusa, na bóstwa. Dlaczego na to pozwolił ? Czego ma mnie to nauczyć. Po części śmierć mojego dziecka odbieram jako Porażka. Nie dałam , nie zdążyłam dać wszystkiego, pokazać, przeżyć. Tak, tak czuję. Porażka. Jeśli się zagłębiam w uczucia czuję to bardzo mocno. Porażka.

Kocham mojego Synka nad życie. Tak. Tęsknię każdego dnia. Tak. Nawet czasami słyszę Go w oddali, w drugim pokoju…i wtedy dzwon w głowie. Przecież nie ma Ignasia. Dziewczyno obudź się. Ogarnij. Nic nie da się zrobić. Na pewne rzeczy nie masz wpływu. Lecz coraz częściej słysząc Jego głos uśmiecham się w głębi. Uważam, że jest to konieczne i dla Ignasia i dla nas tu, którzy zostali i dla Myślę też, że to uczucie świadomości i “niby” świadomości będzie trwało do końca moich dni. To dlanie nieustający proces braku pochodzenia się z faktem

Przeżyłam kolejne załamanie, rozczarowanie życiem, które mi dano. Było bardzo ciężko. Nic nie byłam w stanie robić. W końcu zdałam sobie sprawę, że staczam się w dół. Zdałam sobie sprawę, że mam rodzinę, która mnie potrzebuję. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę, nie wolno mi teraz , w tym momencie, w tym okresie być egoistką. Rzeczywiście było mi wszystko jedno. Myślałam tylko o sobie o swojej rozpaczy, o tęsknocie za moim dzieckiem. Bardzo, bardzo, bardzo chciałam wtedy aby Jezus zabrał mnie stąd. Nie chciałam żyć. Nie widziałam, chęci, możliwości, sensu ani celu.

Udałam się na terapię, która raczej mi nie pomogła do końca ale rozmowy z terapeutą uświadomiły mi, że stanowczo nosiłam na sobie za dużo. Myślałam, że tak ma być.

Wtedy zaczęłam szukać w Internecie ścieżki wyjścia

Sara - Aniu opowiedz nam o swoim ukochanym dziecku.

Ania - Tak jak w większości każda dojrzała kobieta chciałaby urodzić swoje ukochane dziecko, tak też było w moim przypadku. Oczekiwałam, pragnęłam i bardzo kochałam od samego początku.

Ignaś był dzieckiem tajemniczym pod względem swojej niepełnosprawności. Choroba nie zdiagnozowana do końca Jego życia.

Był cudowny choć było Mu bardzo trudno to okazać. Ten cud w skali jakiej powinniśmy zawsze widzieć przyznam, że i ja nie widziałam do momentu straty. Niestety doświadczenie bardzo powszechne Był dla mnie wszystkim. Nadzieją, radością, sensem istnienia. Choć było bardzo trudno zawsze dla mnie najważniejsze było aby każdego dnia spełnić, zapełnić Mu każdą chwilę w możliwy dla mnie i jak najpełniejszy sposób. Nie mówił, ale z każdym dniem coraz więcej się rozumieliśmy, to oczywiste. Chciał bardzo wiele. Tak to dzisiaj czuję i wtedy również. Chciał być taki jak wszyscy wokół. Często nie rozumiany. Chciał być sobą. Pokazać każdego dnia co mu się dzisiaj nie podoba, czym jest zmęczony. Było to bardzo trudne do odczytania. Był niesamowity w swojej prawdziwości. Był zawsze sobą. Nigdy nie udawał i to jest w tych dzieciach Innych niż my NIESAMOWITE. One zawsze pokazują swoje na daną chwilę, prawdziwe uczucia, jasną klarowną twarz, osobowość. Zawsze są sobą. My potrafimy “grać”.udawać, być czasami dobrymi aktorami bez skończonej szkoły aktorskiej by osiągnąć korzyści czy zaplanowany cel…To mnie zadziwia i uważam, że są, istotami od których powinniśmy się uczyć. Bycia sobą, bycia prawdziwym, żyć w prawdzie.

Gdy Ignaś danego dnia czegoś nie chciał zwyczajnie to okazywał złością. Gdy wszystko pasowało okazywał radością.

Ignaś uwielbiał ekstremalne “ wygłupy”. Uwielbiał to. Kochał szaleństwa. Szaleństwa typu skoki na trampolinie, zjazdy na specjalnych płozach na nartach. Nigdy nie udawał. Kiedy chciał wyrazić radość z jazdy na nartach zwyczajnie krzyczał radością. Kiedy chciał wyrazić zadowolenie na szybkiej jeździe przyczepką rowerową , zwyczajnie krzyczał aż ludzie się oglądali i myślę , że podziwiali. Nie musiał udawać bo był sobą. Kiedy piszczał ze szczęścia na płycie lodowiskowej to piszczał i wszystkich zachwycał jak można się dobrze bawić. Kiedy był znudzony lekcjami w szkole zwyczajnie zaczął chrapać. Był CUDOWNY w tym. Pomimo wielkiego jak dla mnie wysiłku zawsze pragnęłam wszystkiego co kocha zapewnić Mu.

Boże jak dałabym wiele żeby był z nami, ze mną. jeszcze gór nie zaliczyliśmy a to był mój kolejny cel.

Ignaś uwielbiał muzykę, śpiew, taniec. Wszystkich wujków na weselu wykańczał. Był zły kiedy trzeba było opuścić salę o trzeciej nad ranem. Kochał się bawić. Kochał radość. Uwielbiałam kiedy się śmiał. Mówiłam często , że śmiechem mógłby dobrze zarobić na kosztowną, codzienną rehabilitację. Niesamowite.

Brak mi Go cholernie. Pomimo ogromnego zmęczenia chętnie powtórzyłabym to z większą energią. Przykre, że dopiero i tak jest zawsze, wiemy o tym gdy to przemija. Dlatego chcę głośno wręcz krzyczeć do rodziców. Doceniajcie swój czas bycia z Aniołami. Dla mnie One wszystkie są Aniołami. Bo są prawdziwe. Niezastąpione. Wyjątkowe. Cudowne.

Często spotykam brak akceptacji swojego Anioła w rodzinie, swoim życiu. To ważne kochać Je całym sobą. Nie będę ukrywać, że ja również miałam z tym problem lecz tak naprawdę to nie potrafiłam do końca zaakceptować, pogodzić się z Jego chorobą.Osobiście bardzo mnie to wewnętrznie bolało i boli gdy widzę to u innych rodziców. Pewnych rzeczy, sytuacji nie pokonam, nie przeskoczę ale mogę uświadamiać bo tego doświadczyłam.

Wiem jakie popełniałam błędy, wiem co mnie blokowało, i chcę o tym mówić w ten sposób aby wspierać rodziców.



Drugim etapem realizowanego projektu, będzie możliwość rozmowy z Anią.
Zapraszamy do kontaktu e-mailowego: fundacjaagnieszka@wp.pl

Serwis fundacjaagnieszka.pl korzysta z plików cookies. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce
Copyright by 2021 - FUNDACJA DZIECIOM Z UPOŚLEDZENIEM UMYSŁOWYM „AGNIESZKA”